wtorek, 24 lipca 2012

Na nowym

- Szanowna pani - zaczął szpakowaty, dostojnie ubrany jegomość, ukazując się mym oczom, gdy otworzyłam drzwi - otóż na państwa balkonie wisi jakaś szarfa. Urwana szarfa. I powinni ją państwo zdjąć, bo co tu dużo mówić, psuje estetykę...

Czyli dzień dobry, witamy na nowym mieszkaniu.

A poważnie to poza psuciem estetyki balkonu, nie mamy większych przygód na nowym lokum (moja jedna próba podpalenia łazienki świecą zapachową zupełnie się nie liczy). Jest ładnie, żadnych karaluchów, czysto, żadnych karaluchów, przestronnie (dwa pokoje), żadnych karaluchów i do wszystkiego blisko oraz czy wspomniałam już, że żadnych karaluchów?

Życie staje się piękniejsze, gdy grzejniki nie przeciekają, karaluchy nie próbują cię zeżreć, a umywalka pamięta, że jej zadaniem jest napełnianie się wodą i jej usuwanie. Takie małe i proste rzeczy, a jak cieszą.
Fajnie jest też umyć podłogę i widzieć tego efekty (nie do osiągnięcia w poprzednim mieszkaniu) i nie czuć wiecznego smrodu w windzie. I w ogóle mogłabym się rozpisywać godzinami.

Przyjmijmy to więc za pewnik. Mieszanie przestaje być bohaterem tego bloga.

Nie zmienia to jednak sytuacji Kiciura, który nadal będzie tu brylował na pierwszym planie. Choćby spacerami po brzegu balkonu, gdy jego nieprzytomna właścicielka zajada się o jakimś wczesnym poranku w kusej piżamie ogórkami kiszonymi i omal od nich nie ginie. Albo z tego powodu, że Kiciur nauczył się pić wodę z miski.

Dokonaliśmy tego z Intruzem niewiarygodną siłą walki, konsekwencją, metodami treningowymi z Zachodu i godnościom osobistom.
A tak naprawdę po prostu nie chce nam się ciągle sprzątać naszych nowych, ślicznych umywalek, na których toto Kicur pozostawiał ślady łap, wskakując. Więc skończyło się odkręcanie wody w kranie, a zaczęła się miska.

I kto jest królem dżungli?