poniedziałek, 26 listopada 2012

Z miską zabawy ciąg dalszy

Ratunku! Pomocy!

Zwariować już można, mówię wam...

Pamiętacie radość naszą wielką, gdy po miesiącach trudu i znoju nauczyliśmy Kiciura pić wodę z miski?
Nie zdążyliśmy wyprawić na cześć tego wielkiej uczty, urządzić całopalenia czegoś tam ani nawet wychylić za to kieliszka wina... Nie zdążyliśmy, bo w kwestiach wodno-miskowych narobiło się jeszcze gorzej niż było.

Najpierw bowiem dorastającej nam Myszy spodobał się fakt, że do miski z wodą można wrzucać moje gumki do włosów. Obserwowaliśmy więc z rosnącym zdumieniem, jak cztero- (wówczas) miesięczne kocię wygrzebuje z koszyka z różnymi mymi akcesoriami gumkę do włosów, chwyta ją w pyszczek i z podniesionym  ogonem maszeruje dumnie przez całe mieszkanie do kuchni, gdzie oto radośnie topi gumkę w misce.

Gorzej zrobiło się, gdy Mysza doszła do wniosku, że zabawa z miską jest nawet fajniejsza bez gumki...

Za każdym więc razem, gdy w misce znajdzie się woda, Mysza już do niej biegnie, upija kilka łyków, a następnie zaczyna zabawę. Najpierw nurza łapkę w misce, a potem przesuwa ją i wywraca do góry dnem, dzięki czemu jej zawartość ląduje na podłodze, mocząc karmę, która przy skłonnościach naszych kotów do jedzenia z rozmachem również jest wszędzie, tylko nie w misce.

Co robić?

wtorek, 13 listopada 2012

Takie tam znad klawiatury

Się pozmieniało w Korpomordorze. Można powiedzieć: nowe otwarcie. Zaczynamy na nowo i takie tam... sraty taty.
Bo niby na nowo, a pracy nie ubyło. I dalej zapieprzam jak chomiczek w kółeczku. A najgorsze jest chyba to, że nadal widzę w tym jakiś sens (czy jest na sali lekarz?), choć chyba poza mną nie widzi go nikt. I w jakimś taki poroniony i chory sposób, lubię to co robię. A przynajmniej w godz. od 10 do 18. Bo o 5 rano albo 23 moje uwielbienie jakoś spada do niższych rejestrów. A zwłaszcza wtedy, jak pracuję od 5 do 23...

Czyli... niewiele się zmienia.

Kot rosną - wzdłuż i wszerz. Ceny whiskasów i kitkatów także. Firanki stają się coraz bardziej dziurawe. Podobnie zresztą jak moje wywlekane z szaf rajstopy. I czas leci.

A u mnie? Złość. I rozczarowanie. Ludźmi przede wszystkim.
I taka trochę tęsknota. Za czasami, kiedy mogłam odejść od komputera na trzy godziny i nie stresowałam się, że na fb albo mailu już coś czeka, a wielki brat patrzy.