wtorek, 13 listopada 2012

Takie tam znad klawiatury

Się pozmieniało w Korpomordorze. Można powiedzieć: nowe otwarcie. Zaczynamy na nowo i takie tam... sraty taty.
Bo niby na nowo, a pracy nie ubyło. I dalej zapieprzam jak chomiczek w kółeczku. A najgorsze jest chyba to, że nadal widzę w tym jakiś sens (czy jest na sali lekarz?), choć chyba poza mną nie widzi go nikt. I w jakimś taki poroniony i chory sposób, lubię to co robię. A przynajmniej w godz. od 10 do 18. Bo o 5 rano albo 23 moje uwielbienie jakoś spada do niższych rejestrów. A zwłaszcza wtedy, jak pracuję od 5 do 23...

Czyli... niewiele się zmienia.

Kot rosną - wzdłuż i wszerz. Ceny whiskasów i kitkatów także. Firanki stają się coraz bardziej dziurawe. Podobnie zresztą jak moje wywlekane z szaf rajstopy. I czas leci.

A u mnie? Złość. I rozczarowanie. Ludźmi przede wszystkim.
I taka trochę tęsknota. Za czasami, kiedy mogłam odejść od komputera na trzy godziny i nie stresowałam się, że na fb albo mailu już coś czeka, a wielki brat patrzy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz