środa, 17 października 2012

Zostałam żoną

- No dobrze... to jeszcze tylko uzupełnimy kartę. Który my to dzisiaj mamy?
- Siedemnasty panie doktorze.
- Sie...de...mna...sty. Zapisane. To piszemy dalej... Co my tam mamy... Hmmm... A tak w ogóle - ręka doktora zawisła nad moją kartą pacjenta - to jak Pani będzie się nazywać po mężu?
Beztrosko podałam nazwisko Intruza, traktując pytanie jako dalszy element mojej jak zawsze uroczej konwersacji o wszystkim z lekarzem o wyglądzie Einsteina, by następnie ze zgrozą obserwować, jak owo nazwisko jest zapisywane na karcie pacjenta w nawiasie obok mojego własnego.
- Yyyyy - wydusiłam tylko z siebie.
- A to tylko dla porządku w papierach - uśmiechnął się beztrosko Einstein.
- Yyyyyyy....
 - No wie Pani, bo miałem taką pacjentkę, co to jak przyszła w ciąży to miała jedno nazwisko po mężu. Potem rozeszła się z mężem i przyjęła nazwisko innego faceta, jak się okazało ojca dziecka. A na koniec, tuż przed porodem, kazała mi tu pokreślić i zapisać trzecie nazwisko, kolejnego faceta, z którym się zeszła. No to wie Pani, nie wytrzymałem takiego bałaganu. I wolę sobie zawczasu pozapisywać!
- Yyyy... - wyjąkałam tylko, odebrałam recepty i wyszłam na korytarz, gdzie czekał już Intruz.

- Ożenił nas ginekolog??? - zapytał zdumiony Intruz, gdy opowiedziałam mu przebieg naszej uroczej konwersacji.

I tak sobie myślę, że mogło być gorzej.
To mógł być np. grabarz.

1 komentarz: