piątek, 31 sierpnia 2012

Książki

Tak się jakoś składa, że ilekroć idziemy z Intruzem na zakupy, to niekoniecznie wracamy z tym, co chcieliśmy kupić, za to zawsze z książkami.
Nie inaczej było dzisiaj. Patrzę więc teraz na tę małą stertę nowości na stole (m.in. biografia Tolkiena mniam, mniam...) i na nasze półki wypchane po brzegi książkami i zastanawiam się, w którym momencie naszego życia zabraknie nam tej tak zwanej przestrzeni życiowej. I jakoś tak dochodzę do wniosku, że będzie to szybciej niż później.

Miłego weekendu.


czwartek, 30 sierpnia 2012

Rutyna

Pierwsza pobudka zwykle zdarza się w okolicach godz. 3. Nad ranem oczywiście. Wtedy zwlekam się z łóżka, półprzytomnie trafiam do kuchni, lokalizuję z niemałym trudem lodówkę, następnie puszkę z jedzeniem i dalej kocie miski. Ciach, ciach i można wracać do łóżka - to ta łatwiejsza część. A potem próbować zasnąć.

Bo następna pobudka jest w okolicach godz. 6-7. Wtedy albo Kiciurowi przypomina się, że bardzo lubi wychodzić na korytarz, ale nikt nie chce go tam wypuszczać, albo Mysza dochodzi do wniosku, że czas potrenować biegi na czas, a najlepsze tory są na łóżku. Naszym łóżku.

Gdy dochodzę już do wniosku, że i tak nie da się spać, na autopilocie trafiam do łazienki i cucę się prysznicem. Zwykle nie sama.

Najpierw do drzwi dobija się Kiciur, którzy z niewiadomych powodów nie znosi, gdy ktoś przebywa w łazience bez niego. W okolicach mycia włosów w łazience mam już zatem pierwszego widza wpuszczonego przez Intruza. Kiedy dochodzę do rąk, do Kiciura dołącza Mysza, która wcześniej przez jakieś pięć minut wsadzała swoje małe łapy w okrągłe otwory w drzwiach. Intruz nie wytrzymuje i otwiera drzwi z łazienki z korytarza, a następnie wraca (doczłapuje) do łóżka.

Spłukując pianę, rozważam wystawienie stałych punktów widokowych przez naszym przezroczystym prysznicem. Wiecie jakieś koce, ręczniki, kocie legowiska czy coś. Niech tak nie siedzą na zimnej posadzce.

Jeśli to akurat normalny dzień pracy, a te zdarzają mi się siedem razy w tygodniu, po prysznicu odpalam komputer. Tzn. próbuję, bo na klawiaturze już jest Mysza, czekająca aż na monitorze pojawi się jej pierwsza prawdziwa młodzieńcza miłość. Kursor. Od kiedy tylko go ujrzała, zrozumiała, że musi go poderwać. I czyni to niezwykle intensywnie.

I tak do wieczora.

Ale wiecie co? W gruncie rzeczy jest super.

P.S. Mysza właśnie zasnęła z moją dłonią w pyszczku. W połowie zabawy (czyt. gryzenia wszystkiego co popadnie).

wtorek, 14 sierpnia 2012

Mysza

No i się skończyło odsypianie...
W naszym domu pojawiła się Mysza. Mysza ma niespełna trzy miesiące, 1,3 kg, masę prążków na swej ślicznej szarej sierści, kupę energii i koci katar.
Co oznacza tyle, że od jutra budzimy się o 6, a zasypiamy o 24 i żyjemy w ciągłym stresie.
Próbowaliście kiedyś zakroplić oczy kotu, który mieści się w dłoni? Zaręczam, że do najłatwiejszych zadań to nie należy. A trzeba to robić cztery razy dziennie - co sześć godzin....


Generalnie mamy za sobą ciężki dzień. Rano pobiegliśmy do weterynarza z Kiciurem, który prawdopodobnie też złapał koci katar. Czekała tam na niego strzykawka i dużo bólu. Zaraz potem weterynarza odwiedziliśmy z Myszą i wylądowaliśmy z kroplami do oczu.
A... i jeszcze Rutinoscorbin. Kiciur od dzisiaj ma codziennie jeść Rutinoscorbin. Więc Intruz rozdrabnia, ja mieszam z karmą i kocim narkotykiem (jak nazywam takie whiskasowe ustrojstwo, za którym przepadają wszystkie koty) i czujemy się jak mały oddział szpitalny.
Kolejne wizyty u weterynarza w czwartek i w piątek.

piątek, 10 sierpnia 2012

Urlop

Jak wygląda urlop korpowyrobnika?
Przede wszystkim odsypianie. W każdej możliwej chwili. W każdej okazji. W każdym miejscu i pozycji. Spać, spać, spać...

Gdy organizm odmawia już współpracy w kwestii snu - w końcu ile można, nadrabia się to wszystko, czego nie zdążyło się zrobić w czasie nieurlopowym.

Ale przede wszystkim oddycha się pełną piersią.
Bo każdy poranek nie wiąże się ze stresem ("za co dzisiaj dostanę opierdol?"), każde przedpołudnie nie jest odliczaniem do godziny, kiedy już przyzwoicie będzie wyjść z biura, każdy wieczór nie jest nadrabianiem tego, czego nie zdążyło się zrobić w czasie pracy, a każda noc nie upływa na nerwowym zastanawianiu się "czy ja się wyrobię?", "czy to się spodoba temu piii... pii... piii... mojemu szanownemu szefowi?", itd. itd..

I jak się ma urlop to można znowu pokochać swoją pracę.
Bo ja naprawdę uwielbiam to, czym się zajmuję.
I gdybym tylko nie pracowała z polskim Kim Dzong-unem, to życie stałoby się naprawdę znośniejsze. Nie tylko na urlopie.

niedziela, 5 sierpnia 2012

Sprzątanie

- Kochanie, jak umyłaś tę podłogę w łazience? - zagaił niewinnie Intruz.
- Wzięłam mop, zmoczyłam w wodzie i pomachałam po podłodze.
- To dlaczego koci żwirek jest na podłodze?
- Nie ma tam żadnego kociego żwirku.
- A to co? - rzekł, pokazując swoją stopę, na której było pełno... kociego żwirku właśnie.
-Yyyy... no to nie moja wina, że Kiciur już zdążył wejść do łazienki i porozwalać żwirek po całej łazience.
- Mhm... Ok. To jak wyjaśnisz to, że kuweta z kocim żwirkiem jest w korytarzu a nie w łazience, bo ją tam sama przeniosłaś, zabierając się za sprzątanie?
- Yyyy...

Bo sprzątanie to to, do czego Lucy zdecydowanie nie została stworzona.

P.S.
Na swoje usprawiedliwienie tylko dodam, że naprawdę tę podłogę wymyłam. Rozsypany żwirek jest zatem na pewno skutkiem ingerencji jakichś sił nieczystych, kosmitów albo stada niewidzialnych mrówek.

piątek, 3 sierpnia 2012

3 + 1

Nasza kocio-człowiekowata niesformalizowana rodzina powiększy się :)
Pewnie łatwo nie będzie, ale w kupie zawsze raźniej.