czwartek, 30 sierpnia 2012

Rutyna

Pierwsza pobudka zwykle zdarza się w okolicach godz. 3. Nad ranem oczywiście. Wtedy zwlekam się z łóżka, półprzytomnie trafiam do kuchni, lokalizuję z niemałym trudem lodówkę, następnie puszkę z jedzeniem i dalej kocie miski. Ciach, ciach i można wracać do łóżka - to ta łatwiejsza część. A potem próbować zasnąć.

Bo następna pobudka jest w okolicach godz. 6-7. Wtedy albo Kiciurowi przypomina się, że bardzo lubi wychodzić na korytarz, ale nikt nie chce go tam wypuszczać, albo Mysza dochodzi do wniosku, że czas potrenować biegi na czas, a najlepsze tory są na łóżku. Naszym łóżku.

Gdy dochodzę już do wniosku, że i tak nie da się spać, na autopilocie trafiam do łazienki i cucę się prysznicem. Zwykle nie sama.

Najpierw do drzwi dobija się Kiciur, którzy z niewiadomych powodów nie znosi, gdy ktoś przebywa w łazience bez niego. W okolicach mycia włosów w łazience mam już zatem pierwszego widza wpuszczonego przez Intruza. Kiedy dochodzę do rąk, do Kiciura dołącza Mysza, która wcześniej przez jakieś pięć minut wsadzała swoje małe łapy w okrągłe otwory w drzwiach. Intruz nie wytrzymuje i otwiera drzwi z łazienki z korytarza, a następnie wraca (doczłapuje) do łóżka.

Spłukując pianę, rozważam wystawienie stałych punktów widokowych przez naszym przezroczystym prysznicem. Wiecie jakieś koce, ręczniki, kocie legowiska czy coś. Niech tak nie siedzą na zimnej posadzce.

Jeśli to akurat normalny dzień pracy, a te zdarzają mi się siedem razy w tygodniu, po prysznicu odpalam komputer. Tzn. próbuję, bo na klawiaturze już jest Mysza, czekająca aż na monitorze pojawi się jej pierwsza prawdziwa młodzieńcza miłość. Kursor. Od kiedy tylko go ujrzała, zrozumiała, że musi go poderwać. I czyni to niezwykle intensywnie.

I tak do wieczora.

Ale wiecie co? W gruncie rzeczy jest super.

P.S. Mysza właśnie zasnęła z moją dłonią w pyszczku. W połowie zabawy (czyt. gryzenia wszystkiego co popadnie).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz