niedziela, 16 grudnia 2012

Mały świąteczny apel

Wiem, że jest grudzień i z pieniędzmi nie fajnie, bo święta, prezenty i w ogóle, ale mam do Was mały apel.

Wiem też, że trudniej namawiać do długofalowych akcji, więc proszę o jednorazową, taką - wiecie - z okazji świąt.

Jako że jestem kociarą, co dla nikogo z Was zapewne zaskoczeniem nie jest, mam na swoim profilu na facebooku polubionych masę kocich stron - od głupich, wrzucających tysiące kocich zdjęć na godzinę, po blogi ludzi także będących kociarzami i strony organizacji i schronisk ratujących zwierzęta.

Zwykle beznamiętnie przeglądałam zdjęcia kiciurów znajdowanych gdzieś tam w rowie i ratowanych przy użyciu masy drogich leków, które tradycyjnie opatrzone są prośbą: "pomóżcie".

- A niech pomagają - myślałam. - Ja przecież nie mam za co z moją pensją. A poza tym wkurwiają mnie te wszystkie opisy ze zdrobniałymi słowami: miseczka, kocyczek i Maciuś (to akurat wkurwia mnie nadal...).

Aż w końcu któregoś dnia mnie tknęło. Bo zobaczyłam zdjęcie małego burego kotka z potwornie załzawionymi oczami (koci katar), który wyglądał zupełnie jak nasza Mysza. I pomyślałam, że gdyby ktoś naszą Myszą się nie zajął i nie przygarnął DT (domu tymczasowego), to nie głaskałabym jej teraz po brzuchu śpiącą na moich kolanach.

Wiem, że wy możecie nie mieć takiej motywacji. Może nie macie kota, może nie chcecie i nie będziecie mieć.
Chciałbym tylko, żebyście pomyśleli, ile możecie zdziałać swoimi 20 zł, które przelejecie w trzy minuty tylko ten jeden raz z okazji świąt albo tylko raz w miesiącu.
To raptem jedna pizza, a czasem nawet mniej niż bilet do kina.
Ja staram się zwykle więcej, ale myślę, że te 20 zł dla nikogo nie są problemem.

A swoich "podopiecznych" możecie znaleźć tu albo tutaj. A to tylko przykłady.

Trzymam kciuki.