środa, 22 lutego 2012

:P

Idą zmiany. Tyle Wam powiem.

Znad klawiatury
Wasza korespondentka
Lucy
(zwana także Panną Depresją i Dyżurną Malkontentką Kraju)

Ciąg Dalszy Nastąpi.

niedziela, 19 lutego 2012

.

Stawiam kropkę. Zamykam Worda. Dopijam ostatni łyk kawy. Przesuwam kilka kartek do teczki, odkładam kalendarz na ”swoje miejsce” na stole (nawyk po ojcu). Wstaję i otulam kiciura w koc. Staję przy oknie. I zastygam. Wyglądam przez okno. Nie myślę o niczym. Idealny stan tumiwisizmu. Idealna pustka w głowie.

Szkoda, że taki spokój nie trwa wiecznie. Że jutro znów się zacznie.

czwartek, 16 lutego 2012

Generalnie najlepiej pomilczmy

Jak co wieczór witamy Państwa w audycji "Dzień z Lucy" i spieszymy donieść, że nadal w jej życiu wszystko koncertowo się pierdoli.

Ponieważ Lucy nie ma już trochę siły, by informować o kolejnych malowniczych porażkach na froncie (ani o nich myśleć czy rozmawiać), uprzejmie uprasza się o niezadawanie w najbliższym czasie pytań w stylu: "Co tam u Ciebie?" oraz "Jak Ci idzie?".

Zakazane są także zestawy pytań dotyczące:
- studiów,
- pracy (^$#$^$#$@$$!!!),
- mieszkania,
- zdrowia,
- rodziny,
- związków
oraz wielu, wielu innych.

Generalnie najlepiej pomilczmy.

środa, 15 lutego 2012

@#%#@!!

Mój aktualny stan umysłu idealnie oddaje fraza: uwielbiam swoją pracę, ale jej zajebiście nienawidzę.
Wybaczcie wulgaryzm, nie ma jednak ostatnio momentu bym myśląc o swojej korpomatce, nie zestawiła z nią jakiegoś słowa powszechnie uznawanego za nieprzystające damie.

Nie umiem nawet opisać poziomu absurdu, który towarzyszy ostatnim zebraniom w "fabryce".
Nie umiem opowiedzieć o stopniu chamstwa "Miszcza" Motywacji.
Nie potrafię określić, ile wulgarnych słów przewija się przez moją głowę, gdy słyszę o nowych nakazach i zakazach.
Nie umiem stwierdzić, ile razy gryzę się w język, by nie wybuchnąć za każdym razem, gdy słyszę, jacy to jesteśmy beznadziejni, do dupy i w ogóle do niczego się nie nadajemy.

I wiem tylko jedno - bardzo już nie chcę tam być, a jednocześnie bardzo nie wiem, gdzie indziej miałabym być.
Ot rozterki młodego Wertera.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Dzielna Lucy

Myślicie, że są jakieś granice, których przekroczenie powoduje totalne ześwirowanie?
Granice bezsilności?
Absurdu?
Strachu?

Wczoraj zostałam napadnięta (sama jestem sobie winna - żeby była jasność). I to był drugi raz odkąd mieszkam w tym mieście.
I wcale nie czułam się na to, nie wiem.. bardziej przygotowana? Nauczona doświadczeniem?

Wręcz przeciwnie.

Mam wrażenie, jakby wszystkie potwory wróciły.

Po pierwszym razie nie wyszłam z domu po zmroku przez 1,5 miesiąca i bardzo długo nie umiałam poradzić sobie ze strachem przed biegnącą naprzeciw mnie osobą.

A teraz wmawiam sobie, że naprawdę wszystko jest OK. I nic mi nie jest. I przecież się śmieję i nabijam z tego, jak to dzielnie wyrywałam swoją torebkę, jak odstraszyłam napastnika krzykiem, jak wypłakiwałam się w słuchawkę przyjaciołom, ale przecież dałam radę. Taka jestem dzielna Lucy!

Ciekawe tylko, dlaczego nadal trzęsą mi się ręce? Dlaczego zamykam oczy i widzę tę scenę, jak na zwolnionym filmie? I ciekawe, czemu dzisiaj rano umarłam ze strachu, gdy przy klatce schodowej nagle jakiś mężczyzna pojawił się znikąd.

Taka to jestem dzielna, posrana Lucy.

czwartek, 9 lutego 2012

Hamerykańskie filmy i ich wpływ na wychowanie ludzkości

- No i jak się Wam żyje? - spytał na korpoimprezie Wolny Człowiek, który przed laty z uśmiechem na ustach opuścił korpomury i nigdy jeszcze tej decyzji nie żałował.
- "Miszczowi" Motywacji odjebało do reszty - smutno skonstatowała Lucy, sącząc wino i spoglądając na "Miszcza" szczerzącego zęby na scenie.
- Ano... - potwierdził Wolny Człowiek także z ironicznym wyrazem twarzy przyglądający się scenicznym popisom. - Ale wiesz... to samo mówi się od sześciu lat.
- Teraz jest gorzej...
- Szukasz już czegoś nowego?
- Sama nie wiem. Niby szukam, ale jakoś niemrawo.
- Szukaj. Odetchniesz jak ja. Swoją drogą...
- Co?
- Wiesz, mnie zmiana korpo na inne środowisko przyszła do głowy dopiero po kilkunastu latach pracy, a tobie już po kilku.
- To to wychowanie na amerykańskich filmach. Wiesz, w dupach się nam, młodym, poprzewracało.
- W rzeczy samej.
Po czym śmiejąc się, wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia i odeszliśmy w kierunku innych stolików, przy których przez połowę wieczoru rozmawialiśmy z resztą korpozałogi o tym, kto, gdzie chce odejść oraz typując, kto zostanie, tonąc ze statkiem. Symptomatyczne, prawda?

Dziewiąty dzień miesiąca

Po opłaceniu rachunków, wydaniu trochę pieniędzy na leki i kilku wyjściach ze znajomymi, zostało mi do końca miesiąca mniej niż 10 zł w przeliczeniu na każdy dzień.

I do głowy przychodzi mi tylko jedno pytanie:

JAK ŻYĆ?

A poważnie to naprawdę będzie ciężko.
Zatem od jutra koniec z korzystania ze środków komunikacji miejskiej (only w sytuacjach, gdy Moja Matka Korporacyjna wyśle mnie w drugi koniec miasta), Kiciur żegna się znów z whiskasami (to będzie bardziej bolesne niż moje zimowe spacery -uwierzcie...), a ja wracam do głodowania - czyt. robienia sobie obiadów po 21 z tego, co znajdę w swoim mieszkaniu.

Podsumowując,

gdybym wierzyła w Boga, rzekłabym - niech ma nas w swojej opiece...

czwartek, 2 lutego 2012

Taka tam historia z przeszłości

Zauważyliście, że są rzeczy, których sami o sobie wolelibyśmy nie wiedzieć?
I jest ich całkiem sporo...

Cztery lata temu jechałam tramwajem do swojej tv. Jakieś nagranie, news czy coś. Już nie pamiętam. Pamiętam za to trzech głośnych wyrostków, którzy nowiusieńką, błyszczącą od świeżości skodę smarowali wielkim czarnym markerem. Podłoga, ściany, krzesełka. Wszystko. Ale najbardziej obrywało się podłodze, na której wyrysowywali bazgroły. Pewnie swoje podpisy. I to wszystko na oczach co najmniej 10 osób, w biały dzień. Wszyscy pasażerowie akurat byli nadzwyczajnie zainteresowani zmieniającym się za oknem krajobrazem.

Nie wytrzymałam. Siedziałam w drugim wagonie, więc na najbliższym przystanku (który akurat pechowo był moim docelowym) pobiegłam co sił w nogach do kabiny motorniczego. Po długim dobijaniu się do niego z chodnika, w końcu zostałam wysłuchana. Motorniczy w swej mądrości stwierdził, że muszę mu pokazać winowajców, na co ja w przejawie jeszcze większej mądrości przystanęłam.

Wyrostki oczywiście zdążyły marker schować, do niczego się nie przyznały, pasażerowie nic nie widzieli, a motorniczy musiał w końcu odjeżdżać, bo przecież gonił go rozkład jazdy. Więc odjechał...

Zostawiając mnie samą na przystanku z trzema wkurwionymi łysolami.

Pewnie nie muszę plastycznie opisywać, ile razy zostałam opluta, kopnięta i ile kurew i suk pod swoim adresem usłyszałam?

Żeby odbrązowić swój wizerunek bohaterki, dodam, że gdy już w końcu dotarłam do tv, ryczałam ze strachu przez dobrą godzinę.

Ale czemu w ogóle do tego wracam?

Bo dzisiaj byłam w podobnej sytuacji. I wiecie co? Bardzo zainteresowały mnie drzewa za oknem. Tak jak i wszystkich innych w wagonie.

Odwaga staniała.
A może po prostu wyciągnęłam wnioski z doświadczenia?

W każdym razie - jest mi wstyd.

Pan Kiciur pozdrawia

:)



A jego właścicielka wraca na front walki z nieproszonymi współlokatorami.