Ratunku! Pomocy!
Zwariować już można, mówię wam...
Pamiętacie radość naszą wielką, gdy po miesiącach trudu i znoju nauczyliśmy Kiciura pić wodę z miski?
Nie zdążyliśmy wyprawić na cześć tego wielkiej uczty, urządzić całopalenia czegoś tam ani nawet wychylić za to kieliszka wina... Nie zdążyliśmy, bo w kwestiach wodno-miskowych narobiło się jeszcze gorzej niż było.
Najpierw bowiem dorastającej nam Myszy spodobał się fakt, że do miski z wodą można wrzucać moje gumki do włosów. Obserwowaliśmy więc z rosnącym zdumieniem, jak cztero- (wówczas) miesięczne kocię wygrzebuje z koszyka z różnymi mymi akcesoriami gumkę do włosów, chwyta ją w pyszczek i z podniesionym ogonem maszeruje dumnie przez całe mieszkanie do kuchni, gdzie oto radośnie topi gumkę w misce.
Gorzej zrobiło się, gdy Mysza doszła do wniosku, że zabawa z miską jest nawet fajniejsza bez gumki...
Za każdym więc razem, gdy w misce znajdzie się woda, Mysza już do niej biegnie, upija kilka łyków, a następnie zaczyna zabawę. Najpierw nurza łapkę w misce, a potem przesuwa ją i wywraca do góry dnem, dzięki czemu jej zawartość ląduje na podłodze, mocząc karmę, która przy skłonnościach naszych kotów do jedzenia z rozmachem również jest wszędzie, tylko nie w misce.
Co robić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz