Są takie dni w życiu człowieka, że żałuje się, że się wstało z łóżka.
Są też takie, że się żałuje, że się w ogóle urodziło.
Gorzej, gdy ma się taki tydzień, że żałuje się, że rodzice w ogóle pomyśleli o tym, żeby spłodzić sobie jeszcze jednego potomka.
Dobra, przemęczona jestem i pozbawiona jakoś poczucia sensu tego, co robię.
- Gdybyś tego nie lubiła, to byś tego nie robiła - powiedział mi ostatnio Intruz, gdy zarywałam kolejną noc, pracując.
Problem w tym, że ja po prostu nie mam wyjścia. Samo się nie zrobi. A tego "lubienia" jest ostatnio coraz mniej.
Jakieś recepty? Poza zmianą pracy - bo te traktuję jako oczywiste.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz