Walczyć czy poddać się?
Zamknąć za sobą coś, co podświadomie już dawno skazałam na porażkę, czy ciągnąć ten wózek dalej - męcząc się i łudząc, że "kiedyś będzie lepiej, bo musi"?
Spędziłam prawie wszystkie wieczory ostatniego tygodnia sama w mieszkaniu z kotem i swoimi myślami.
I gryzę się, przyznaję.
/Do tego stopnia, że zatopiona w myślach, poświęciłam ostatnio jakieś 10 minut na głaskaniu... swojej czarnej torebki (bo nie zauważyłam, że to nie mój kot)/
Może już czas na jakieś radykalne decyzje?
Tchórz ze mnie okropny. Albo racjonalistka. Sama już nie wiem.
Pogryzę się dalej.
....
A z doniesień frontowych(o które jestem już wypytywana w realu) - należy poinformować, że siły wroga nadal rosną, podczas gdy obrona słabnie - nadwątlona ostatnio zwłaszcza kwotą, jaką została zasilona sąsiadka z dołu, której sufit przypomina gorszą (by nie powiedzieć spartoloną) wersję fresków kaplicy Sykstyńskiej, tyle że wyłącznie w odcieniach brązu.
Tak Lucy, narozrabiałaś...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz