Godziny popołudniowe.
Lucy otulona dwoma kocami i kołdrą próbuje wmówić sobie, że wcale nie jest jej zimno i generalnie fantastycznie się czuje.
Kiciur zniechęcony brakiem reakcji Lucy na żądanie nieustannej zabawy przysypia na krześle (na jednym z cieplejszych koców - dodajmy - cholerny futrzak jeden... ten koc także przydałby się zziębniętej Lucy).
Wtem z szafy dobiega chrupanie.
O swojej obecności postanowiła przypomnieć mysz. Dość bezczelnie przypomnieć - zaznaczmy - bo jej chrupanie z pewnością słychać ze dwa piętra niżej.
Oburzony faktem przerywania mu popołudniowej drzemki kiciur budzi się, siada na krześle, bezbronnym wzrokiem patrzy na szafę...
i co robi?
Odwraca się w kierunku Lucy, spogląda na nią bezradnie i dramatycznie miauczy...
I niech Lucy od dzisiaj nikt nie próbuje wmówić, że koty to drapieżniki, które radzą sobie w naturze.
Wiesz jak mówią, jaki właściciel, taki kot :)
OdpowiedzUsuń