czwartek, 15 grudnia 2011

...

Są takie dni, że boję się samej siebie.
Bo są takie dni, kiedy wolałabym, żeby mnie to w sumie nie było.
Bo w takie dni nie wystarcza mi ani autoironii, ani wciskania sobie na siłę bezsensownej nadziei, że kiedyś będzie lepiej.
Bo w takie dni nie mam już siły, żeby walczyć. Nie mam siły, żeby się starać.
Bo w takie dni nie słyszę nic miłego. I wracam z pracy, płacząc już w tramwaju. I wykręcam numery przyjaciół, chcąc po prostu usłyszeć kogoś, kto nie chce wydrapać mi oczu. Tak po prostu. I łudzę się beznadziejnie, że akurat w czwartkowy wieczór to nie mają nic lepszego do roboty niż czekać na mój telefon.
Bo w takie dni ryczę jak głupia, gdy w kuchni przebiega mi drogę kolejny robal o gigantycznych rozmiarach. I ryczę bardziej, gdy wchodzę do łazienki, w której naprawdę zepsuło się już wszystko, co mogło. I nie przestaję ryczeć, gdy rzucam na podłogę torebkę, w której od tygodnia leży list. Ten, którego nie mam odwagi otworzyć.
I zasypiam płacząc, bo przecież jutro będzie dokładnie tak samo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz