sobota, 31 grudnia 2011

Poszukiwania trwają

Myślicie, że gdzieś na świecie istnieje jakieś miejsce - nie wiem, kraj, wyspa, cokolwiek... - gdzie ludziom nie odpieprza na dźwięk słów "święta", "sylwester", "długi weekend", itp. itd.? Gdzie ludzie nie wmawiają sobie, że wtedy, tego dnia, tego wieczoru, w ten weekend wszystko musi być wspaniałe, magiczne i inne takie pierdu pierdu? Gdzie w sklepach nie panuje szał, a wszyscy mają w dupie, że cała reszta świata pogrąża się w jakimś kolorowym sztucznym amoku?

Jeśli je znacie, jacie znać. Jestem gotowa na przeprowadzkę i nawet skłonna do nauki trudnego języka mimo mojej językowej pięty Achillesa.

Moi znajomi (w 90 proc.) dzielą się pod tym "okazjonalnym" względem na dwie grupy.

Grupa nr 1 - "imprezowa"
Sylwester/długi weekend i inne takie okazje ma zaplanowane co najmniej z miesięcznym wyprzedzeniem. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik, a cała reszta świata zna każdy szczegół ich wyprawy/imprezy.

Grupa nr 2 - "kontestująca"
Ma w nosie "okazje", ale poddaje się społecznej presji. Zwykle więc niechętnie wciska się w kiecki, kupuje alkohol, daje się wyciągać na imprezę i poddaje się wszystkim konwenansom ("wszystkiego najlepszego, a teraz odliczamy hip hip hurra")

aaa.... no i są jeszcze takie wyrzutki jak ja :), i parę znanych mi osób, które marzą tylko o tym, żeby przespać każdy świąteczny/okazjonalny weekend i żeby był już poniedziałek i można już było wrócić do normalności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz