wtorek, 6 września 2011

Huśtawka

Godz. 12. Nie wyrabiam już z trzecią sprawą, którą miałam dzisiaj załatwić. Specjalistka Od Nadaktywności z dąsem w głosie pyta, dlaczego nie zrobiłam czwartej i piątej, i co w ogóle ma znaczyć, że w pierwszej zapomniałam dodać to i tamto.

Oddycham głęboko.

Z uśmiechem nr 5 odwracam się w stronę swojej korpoklawiaturki i z rosnącą irytacją uderzam w klawisze z siłą, która mogłaby pewnie zabić niedźwiedzia.

Z maili dowiaduję się, że nie załatwiłam też sprawy sześć i siedem, a moi znajomi postawili już na mnie krzyżyk i tym razem nawet nie spytali, czy chcę się z nim wybrać do miejscowości X, gdzie radośnie spędzą weekend ("przecież i tak na pewno będziesz pracować, zawsze tak jest").

Biorę jeszcze głębszy wdech.

Do ołpenspejsa wchodzi Wróg Publiczny Numer 1 (poziom poczucia własnej zajebistości +150) i odgrywając rolę wszechwiedzącego specjalisty wygłasza mądrości, obdzielając korpotowarzyszy szerokim uśmiechem wyluzowanego człowieka, który przyszedł do pracy na 13 i wyjdzie z niej wcześniej niż ja, a jeśli już - to niewiele później.

Oddycham. Klawiatura jęczy i błaga o litość.

Do ołpenspejsa wchodzą też Gwiazda  (poziom poczucia własnej zajebistości +200) i Super Najjaśniejsza z Gwiazd (poziom poczucia własnej zajebistości +500) i klarują, że tego i tego nie zrobią, wokół tego nie kiwną palcem, a w ogóle to należy im się urlop.

Klawiatura już dymi.

Zwalczam w sobie potrzebę oderwania jej od korpokomputerka i ciśnięcia we Wroga Publicznego nr 1 (w żadną z gwiazd bym się chyba nie odważyła).

Przywdziewam więc ponownie uśmiech nr 5 i przemykam do łazienki.

Tam powstrzymuję się przed zrealizowaniem ochoty walenia głową w lustro i powtarzając sobie "jesteś oazą spokoju, jesteś kurwa oazą spokoju" i tym podobnych dyrdymałów, jakoś dochodzę do siebie.

Wdech, wydech, wdech, wydech.

Patrzę w lustro. Ocena sytuacji:
- hmm... podkrążone jak zwykle oczy (w ostatnich siedmiu dniach trzy zarwane nocki, hmmm...)
- dłonie drżą jak u alkoholika z niezłym doświadczeniem życiowym (w sumie już nie wiem, czy to bardziej kwestia wypłukiwania z siebie magnezu 4-5 kawami dziennie czy jednak stresu - nie mam czasu zapytać o to lekarza)
- odrosty na włosach wkrótce będą na tyle długie, że będą już bardziej kolorem moich włosów niż odrostami (nie mam czasu na wizytę u fryzjera, a w tym miesiącu to i nawet budżetu)
- wymięta sukienka śmierdzi fajkami (rano zaspałam i nie zdążyłam wyprasować, dwa papierosy po drodze, żeby się uspokoić)

Ok. Ocena sytuacji - w normie.
Uśmiech nr 5. I z powrotem do korpobiureczka.

Godz. 16.30. Wciskam w uszy słuchawki ipoda. Folder "muzyka na podły dzień". Mijając swoich korpotowarzyszy, zagłuszam myśli jakimś głośnym skomleniem wokalisty, który popiskuje, jak bardzo nienawidzi świata. Ja też go aktualnie nienawidzę, więc w myślach przerzucam 43 stronę słownika wyrazów wulgarnych, nie zostawiając na nikim suchej nitki, a przede wszystkim obiecując sobie: TO KONIEC! Nigdy więcej, a w ogóle to out, finisz i basta.

Godz. 17. Rozmowa służbowa.
I już łapię wiatr w żagle. I robię to, co lubię najbardziej. I wiem, że wyjdzie fajnie i będzie super, i w ogóle i w ogóle... Świat jest piękniejszy.

Godz. 18.
Wychodzę do domu, żeby pisać dalej. Nie ja nie wychodzę. Ja płynę nad chodnikiem. W głowie mam już cały plan, że zrobię to i tamto, i zacznę ten i ten projekt, i jeszcze odezwę się do tego i napiszę o tym.
I świat jest nadal piękny, ja robię rzeczy SŁUSZNE i DOBRE, a satysfakcję mam WIELKĄ.

I tak przechodzę całą ulicę Legnicką, nawet tego nie zauważając - pogrążona zupełnie w roztrząsaniu, co ze sobą zrobić i jak wybrnąć. I pewnie doszłabym tak do samego nawet domu, gdyby nie fakt...

...że weszłam pod samochód.
Znowu...

Ale spokojnie. Złego diabli nie wezmą. Usłyszałam tylko słuszne zjebanie po całości i do siódmego pokolenia wstecz. Że jestem skończoną idiotką, a w ogóle to, szkoda, że mnie nie rozjechał, itd. /żeby nie było, ze wszystkim się zgadzam/

Jeszcze trochę i zacznę nosić pomarańczową kamizelkę i karteczkę: "Obiekt noszący tę kamizelkę właśnie myśli, a że jest to proces trudny i obiekt nie przywykł do niego, w związku z tym jest teraz out of order do odwołania. Uprasza się zatem o zachowanie ostrożności".

Idę tworzyć. Razem ze swoim emocjonalnym popapraniem i huśtawką nastrojów.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz