niedziela, 11 września 2011

Jeżowo

Lucy - żeby przetrwać kilka najbliższych dni z samą sobą i swoim emocjonalnym popapraniem - postanowiła osiągnąć stan zen, zablokować strumień myśli, spojrzeć na siebie z boku i wyszydzić siebie po całości (skuteczność potwierdzona w 65 proc. przypadków).

Zatem...
należy zauważyć, że w sytuacjach kryzysowych Lucy niezmiennie stosuje tę samą formę przetrwania - zwaną przez niektórych techniką " na jeża". Lucy przechodzi przez cały schemat za każdym razem, gdy Prawdziwe Życie daje jej kopa, po którym Lucy widzi gwiazdki przed oczami jeszcze przez najbliższych parę miesięcy (albo i lat - bo i takie sytuacje się zdarzały).

Punkt Pierwszy. Jeż.
Lucy zamiera pod kołdrą. Wylewając hektolitry łez, stara się udawać, że jej nie ma, ale im bardziej się stara, tym gorzej się czuje. Oczywiście nie je (jedzenie jest dla słabych) - czasem przez kilka dni, z rzadka łaskawie wypije podaną pod nos herbatę i udaje, że potrzeba jej snu sięga 20 godzin. W rezultacie Lucy leży przez cały dzień z zamkniętymi, podpuchniętymi oczami, wygląda jak Golum z Władcy Pierścieni i marzy o tym, by przestać istnieć. (10 punktów do emocjonalnego popaprania)

Punkt Drugi. Jeż wyłazi z kupy liści.
Lucy nadal ryczy z byle powodu, a świat jest beznadziejny, z tym że rzeczona dochodzi jednak do wniosku, że w kupie raźniej. Lucy wyłazi więc w możliwie najruchliwsze miejsce (główna alejka spacerowa jej zapyziałego miasta wojewódzkiego, Rynek, itp, itd.) i próbuje wmówić sobie, że wszystko wraca do normy. Ale nie wraca.

Punkt trzeci. Jeż potrzebuje "Wielkiej Zmiany".
Zaczyna się zwykle od koloru włosów. Lucy miała już w zasadzie prawie każdą barwę tęczy na swojej głowie (zdjęcia ze świńskim blondem będą ukrywane po wieki...) - kiedy jest bardzo kiepsko, na włosach pojawiają się zwykle czerwienie albo krucza czerń.
Potem Lucy podejmuje kolejną heroiczną próbę NIEubierania się na czarno. I nawet udaje jej się czasem kupić jakąś zieloną bluzkę czy czerwoną spódniczkę, które zakłada raz na pół roku, bo "wiadomo, że w niczym co nie jest czarne nie wygląda dobrze".
Potem są "wielkie kroki" - "od dziś" Lucy nie robi tego i tamtego, zapisuje się na to i na to, a w ogóle to zmienia swoje podejście do życia. Srata tata...

Punkt czwarty. Jeż znowu zwija się w kłębek.
Już wiadomo, że czerwony kolor na włosach to nie jest to, zielonej bluzki nie ma gdzie założyć, a ten kurs językowy to w ogóle jakaś porażka, no i nie ma na to czasu. A tak w ogóle to  nie ma czasu, żeby wprowadzić te wszystkie zmiany, więc najlepiej od razu się poddać.
Lucy uzupełnia więc wylewane hektolitry łez innymi płynami, które wlewa w siebie, przesiadując w knajpach i zamęczając swoich znajomych i przyjaciół swoją nudną osobą.

Punkt piąty. Jeż zasypia.
Lucy osiąga stan zen - czy też może lepiej "tumiwisizmu". Wprowadza zasadę - "jasne, że boli, ale trudno Prawdziwe Życie ma boleć i trzeba się z tym pogodzić". Lucy dużo czyta, szydzi z siebie, przekonuje samą siebie, że nic ją nie obchodzi i udaje, że ma wszystko w nosie. Lucy jest w ogóle taka do przodu, nic ją nie rusza, a świat mógłby jej wiązać sznurówki u butów, gdyby akurat nosiła takie ze sznurówkami...

Kto tak nie ma, niech pierwszy rzuci jeżem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz