sobota, 26 listopada 2011

Andrzejkowo

Wraz z rosnącą liczbą znajomych i przyjaciół, którzy w facebookowym okienku nie pojawiają się już samotnie, ale z drugą połówką, albo i nawet potomstwem, coraz mi tu duszniej i samotniej, mimo kiciura i całej rzeszy karaluchów, które dotrzymują mi wiernie towarzystwa.

Nie, nie będę tu narzekać, jaka to jestem biedna i w ogóle jeju jeju.
Raczej przyznam się do błędu. Co zdarza mi się rzadko, bo do błędów przyznawać się nie umiem. Jakoś nie leży to w mojej upartej naturze.

Ale dziś, kiedy nadszedł weekend, a ja w ramach rozrywki i rozwijania się robiłam pranie i spałam przez pół dnia wtulona w kiciura, miałam sporo czasu na rozmyślanie. Tym bardziej, że miałam wolny dzień (w końcu), a jedynymi osobami, które uznały, że w sumie nie byłoby najgorzej spędzić go ze mną, były Kobieta o Wielkim Poczuciu Humoru (która powinna dostać jakieś odznaczenie za wierność i znoszenie mnie niemal 7 dni w tygodniu), no i jeszcze on... Powinnam ochrzcić go mianem Faceta, Który Nie Wie, Czego Chce. Z tej ostatniej propozycji nie skorzystałam. Za stara już jestem na oszukiwanie się.

Ale wracając do błędów...
Jakieś sześć lat temu robiłam wszystko, co tylko mogłam, by wyrwać się mojego prowincjonalnego miasteczka. Uważałam - nie wiedzieć czemu - że jestem za dobra na to, by się w nim kisić. Wyjazd stamtąd uważałam za najlepszą decyzję swojego życia.

Dziś już nie byłabym tak kategoryczna w tej ocenie.

Byłam tam kilka tygodni temu. To był jeden z tych wyjazdów celem sprawdzenia, czy potrafiłabym tam wrócić. I nadal nie wiem, czy potrafiłabym - bo w sumie nie mam do czego, skoro nawet w domu rodzinnym nie mam tam już nic poza łóżkiem (bo półek czy jakiejś szafki nawet - już nie).

I posiedziałam sobie tam przez kilka dni z ludźmi, którzy przez wiele lat byli całym moim światem i - przyznaję to zupełnie szczerze - zazdroszczę im.

Może i nie zobaczyli tego, co ja, przez te kilka lat, nie poznali tylu "znanych osobistości", nie robili tylu "ważnych rzeczy", itd. Ale oni mają poczucie swojego miejsca na świecie. Mają też własne firmy, plany ślubów, a niektórzy już nawet dzieci. I taki... spokój mają. Z nikim i z niczym nie muszą się mierzyć, niczego nie muszą sobie ani innym udowadniać, nic ich nie goni i nie łapie za klatkę piersiową, gdy znów nie wyrabiają z 60 zadaniem na dziś. I nie mają samotnych sobotnich (podobno andrzejkowych) wieczorów z kotem i karaluchami.

Więc tak - przyznaję - mogłam się pomylić te sześć lat temu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz