Jakieś cztery dni temu opowiadałam Przyjaciółce Mej, że boję się dotknąć czegokolwiek w moim mieszkaniu, bo wszystko się psuje, niszczy, odpada, rozwala, itd. itd. w ten deseń.
Dzięki temu zestresowana siedzę w kąciku, próbując z niczym się nie stykać.
Niczym król Midas. Tyle, że on zamieniał wszystko w złoto. A nie w proch.
Ale to mały szczegół.
W każdym razie - mam za swoje. Wykrakałam.
Dziś przy zamykaniu drzwi pozostała mi w dłoni klamka. A na podłodze śrubka tudzież gwóźdź, który utrzymywał tę skomplikowaną instalację w kupie.
Na wypadek gdyby któregoś dnia zabiło mnie okno przy próbie otwarcia go, pozostawię stosowne instrukcje, by ktoś umieścił tu barwną opowieść na ten temat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz