czwartek, 3 listopada 2011

Nocna rozmowa telefoniczna

Się poryczałam. Tak zupełnie głupio. Ale się poryczałam.
Bo sytuacja wyglądała tak.

21.30 - na służbowy telefon dzwoni jakiś nieznany numer. Po stoczeniu wewnętrznej walki (k... mać nie odbieram, no nie i koniec! vs. nie, nie, a jeśli to coś zajebiście ważnego?), oczywiście odebrałam.

- Słucham?
- Sobie pozwoliłem zadzwonić tak późno, bo przeglądałem numery w telefonie i przypomniałem sobie, że ja znam taką dziewczynę...
- ??? Ale z kim ja rozmawiam?
- No, nie poznajesz już dziecko?

I w tym momencie oczywiście już wiedziałam. Nikt inny nie mówił do mnie per "dziecko".

- Ksiądz Paweł z tej strony. No co tam u Ciebie? Ile myśmy się nie widzieli? Z 10 lat już pewnie?
- 6 lat, proszę księdza. Tyle minęło.
- No i co tam u Ciebie? Wyszłaś za mąż?
- Nie. Nie wyszło jakoś do tej pory.
- Dziewczyno, no daj spokój! Przecież Ty już masz 24 LATA! To już NAJWYŻSZY czas!
- No, nie wyszło, po prostu...
- No proszę... I co Ty właściwie w życiu robisz?
- A, pracuję w Korpo.
- I Ty się na tym znasz?
- Musiałam się nauczyć.
- śmiech (ten z kategorii nieprzyjemnych)I takim prawdziwym korpracownikiem jesteś?
- Tak, takim zupełnie prawdziwym.
- I tak nic poza tą pracą to nie masz?
- W sumie to... Yyyy.... No... tak.
- No przykre, przykre. Słuchaj, to jak przyjedziesz do domu, to koniecznie wpadnij, pogadamy sobie. Zapisz sobie mój numer. Trzeba się przecież spotkać.
- Koniecznie...

Tak oto w 2 minuty sześć lat mojego życia zostało podsumowane.

Proszę Państwa, kurtyna opada.

4 komentarze:

  1. Nie ma to jak dobry duszpasterz - najpierw wbije w ziemię, a potem zaprasza na pogaduchy o zbolałej duszy. A opinia księdza o twoim stanie cywilnym pięknie wpisuje się w ciąg całkowicie irracjonalnych i archaicznych decyzji, które przedstawiciele polskiego kościoła poejmują ostatnimi czasy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ksiadz ma racje: widzial kto kiedy kota pociagowego? To oczywiscie o kotach bylo.

    Mialem okazje volens nolens wysluchac kazania na cmentarzu gdzie swiece zapalalem, bo kazanie bylo naglosnione. Zdarza mi sie slyszec te forme wypowiedzi literackiej srednio dwa razy na trzy lata, glownie z przyczyn takich ze towarzysze komus. I znowu uderzyla mnie posepna atmosfera tego wystapienia. Cos jakby w duchu "konczy sie niestety swiat jaki znamy, przez te Europe, ale wy jeszcze zobaczycie. Jak was strach przed smiercia ogarnie". Ksiadz wytykal nadmierne przywiazanie do materialnej sfery zycia (czy szlo o wymaganie mieszkan wolnych od karaluchow - nie wiem) i cytowal Rockefelera i Urszule Sipinska. Tego pierwszego jako przyklad negatywny, te druga - jako budujacy. Na koncu podziekowal "Bogu, za pogode, ktora umozliwila nam tak liczny udzial i wladzom miasta za uzyczenie sprzetu naglasniajacego".

    Ten twoj to jakis pozytywny przyklad, takie mam wrazenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. TEn drugi anonimowy, to ja, breslY. Cos ci sie zacina na tym Bloggerze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Także bywam w kościele tylko wtedy, gdy muszę i mam szczęście do kazań w stylu: "cały świat jest przeciw nam, a my jesteśmy jedyną ostoją dobra, więc nie dajmy się".

    Mam ochotę potrząsnąć wtedy duszpasterzem z lekka...

    OdpowiedzUsuń