środa, 9 listopada 2011

Złośliwość domownika nie zna granic

Zaprawdę powiadam Wam - zwariuję, zrobię sobie krzywdę albo wystawię kiciura za drzwi i będę go szukać dopiero jutro.

W korpo muszę pojawić się jutro przed 7 (słownie: siódmą rano...), gdzie spędzę 14 godzin (dla podkreślenia efektu: CZTERNAŚCIE). I będzie to dopiero początek mojej czterodniowej masakry w pracy, którą nie zakończy później dzień wolny, gdyż albowiem zacznie się nowy tydzień i z powodu moich cyklicznych obowiązków nie będę mogła odebrać dnia wolnego - jak zawsze zresztą :/

I oczywiście jak na złość kiciurowi odbija. Podobnie jak przez całą dzisiejszą noc, tak i teraz łazi i nie może sobie znaleźć miejsca, miaucząc jak wariat.

Gdyby nie to, że głaskany rozwala się wygodnie na łóżku i radośnie pomrukuje, szalałabym pewnie, stresując się, że coś mu jest, coś go boli i w ogóle jest źle.

Ale nie...
Kiciur po prostu postanowił nie pozwolić mi zasnąć.

Dlatego - zaprawdę powiadam wam, zwariuję...

1 komentarz:

  1. On po prostu czuje ze zostanie sam na dluzej i usiluje sie nacieszyc twoim towarzystwem :-ßß

    OdpowiedzUsuń