niedziela, 26 czerwca 2011

Day off

Przespałam dziś, a w zasadzie to już wczoraj, 19 godzin... Przez pozostałe pięć snułam się po mieszkaniu w piżamie, zjadłam śniadanio-obiado-kolację (cywilizacji dziękujemy za gotowe dania Knorra) i grałam... Och grałam... :) Dogrzebałam się do Traffic Giant Tycon i zapomniałam o bożym świecie. Do tego stopnia, że nie zajrzałam nawet do Wysokich Obcasów, które normalnie pochłaniam od razu po kupieniu.

To było fajne - zrobić sobie taki dzień zupełnego luzu. Mieć w nosie wszystko. Wrócić do dawnego hobby. Zapomnieć o wszystkich problemach i trudnych rozmowach, które mnie czekają i nie wywinę się od nich.

A teraz wtulam się w kocia (jako taki słodki przytulający się do mnie kociak nie zasługuje na miano kiciura) i idę dalej spać.
Jutro, a w zasadzie dzisiaj, już nie będzie tak różowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz