wtorek, 28 czerwca 2011

Nie chwal dnia, itd.

Gdybym miała opisać jednym prostym przykładem co sprawia, że uważam się za wyjątkowego pechowca i osobę, która jakoś niesamowicie łatwo przyciąga absurdy, to pewnie opowiedziałabym o dzisiejszym dniu. Nie mogę opisać wszystkiego ze szczegółami, ale w dużym skrócie było tak:

1 - dzień zaczął się świetnie, wstałam bez potwornego bólu głowy (ostatnio rzadkość), względnie wyspana, pozytywnie nastawiona do życia, itp. itd. i pojechałam nakarmić kota i rybki znajomych, którzy są wakacjach

2 - kot nakarmiony i nawet wykazywał oznaki polubienia mnie, rybki ciężko wyczuć, w każdym razie poszło szybko, sprawnie, tak że miałam nawet godzinę na dojechanie do pracy i śniadanie (to też rzadkość)

3 - po śniadaniu żywo ruszyłam do Empiku, gdzie drogą kupna nabyłam upragnione płytę i książkę, w tym momencie już niemal fruwałam nad ziemią ze szczęścia, wyobrażając sobie, jak to miło spędzę dzisiejszy wieczór opatulona kocem z kubkiem kakao, książką w ręce i muzyką w tle

4 - a potem weszłam do pracy...

5 - i kataklizmy zaczęły na mnie spływać zewsząd...

6 - najpierw był e-mail z totalną zjebką za tekst, za który jeszcze wczoraj niemal noszono mnie na rękach

7 - potem kwestia innego tekstu - gdzie odegrałam rolę kwatuszka do kożucha (zajefajnie...)

8 - a na koniec wpis na fb, który dobił mnie już, dogiął do podłogi i generalnie posunął jeszcze ze dwa piętra poniżej gruntu - ale tu szczegółów podać nie mogę

a jaki będzie wieczór?

z pisaniem nudnawego tekstu o niczym i czytaniem czterystu stron raportu, by przygotować się na jutrzejszą rozmowę

po prostu

HIP HIP HURRA...

p.s. i niech będzie, że marudzę, dzisiaj mam prawo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz