sobota, 18 czerwca 2011

Zwierzęcy Wrocław?

- Cześć ciociu!
- No cześć kochanie! Co porabiasz?
- No właśnie idę siku - zakomunikował mi młody, oddalając się w kierunku łazienki i kontynuując telefoniczną konwersację ze mną (co później wyjaśniła mi moja siora, bo ja jednak skłaniałam się ku przekonaniu, że istnieje coś takiego jak savoir vivre w jego słowniku pojęciowym). :)

W toku owej konwersacji dowiedziałam się, że najważniejszą częścią przyjazdu do mnie będzie:
a) ZOO
b) ZOO
c) ZOO
długo, długo nic
...
i mój kot (czy on lubi się głaskać? a lubi jak się go głaszcze po brzuchu? a lubi spać na łóżku? a ze mną też będzie chciał spać?).

Mam więc jakiś miesiąc z okładem, żeby wyczaić we Wrocławiu miejsca, gdzie gęstość zwierza na metr kwadratowy będzie co najmniej zadowalająca jak w ZOO lub w moim mieszkaniu - inaczej wyjazd do cioci okaże się totalną klapą. Gdyby ktoś miał jakieś sugestie, jestem otwarta na propozycje.

Biorę pod uwagę także Ogród Japoński. To jedno z pierwszym miejsc, jakie zobaczyłam we Wrocławiu, kiedy zaczynałam studia. Do końca życia nie zapomnę tych wielkich zachwycających ryb pływających tuż pod powierzchnią wody.

Ogromnie się cieszę na ich przyjazd. Po raz pierwszy odkąd przyjechałam do Wrocławia, odwiedzi moja rodzina. Będzie okazja, by pokazać, że jednak dałam radę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz