niedziela, 26 czerwca 2011

Niedzielnie

Jeśli w ogóle istniejesz jako kategoria pojęciowa, wierny czytelniku mojego bloga, składam Ci dzisiaj przeprosiny.
Dzisiaj też nie będzie notki z pełnych absurdów dynamicznego dnia.
I żeby było jasne - razem z przeprosinami nie będzie wyrazów żalu czy skruchy.
Opierniczałam się przez cały dzień - podobnie jak wczoraj - z tym, że dziś nie odsypiałam. Dzisiaj najzwyczajniej w świecie obijałam się. I czyniłam to z największą przyjemnością.
To był mój pierwszy weekend od... miesiąca?... hmmm... może dwóch, gdy nie musiałam robić prawie nic (no dobra dwa teksty dzisiaj rano, ale krótkie, więc przed 11 byłam już po pisaninie). Wylegiwałam się, rozbudowywałam komunikację miejską w kilku miastach (Traffic Tycon... :]), zagłaskiwałam kiciura do znudzenia (jego lub mnie - taki mały konkurs).
Mam też za sobą wielkie pranie i małe sprzątanie (jak przystało na niedzielę) i uczucie błogiego lenistwa.
I w sumie po raz pierwszy od bardzo dawna wstanę w poniedziałek z jakąś nawet taką hmm... chęcią do pracy :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz