poniedziałek, 20 czerwca 2011

Gdybanie

Lubicie czasem sobie pogdybać? Poświęcić kilkanaście minut na rozmyślania "a co by było gdyby"?

Nie, nie mówię o myśleniu wstecz: co by się stało, gdybym wtedy zachowała się inaczej albo jak potoczyłyby się sprawy, gdybym nie zrobiła tego czy tamtego. Nie. Takie myślenie nie ma sensu. Za to można bardzo się nim poranić. Coś o tym wiem.

Mam na myśli rozważania o przyszłości: co będzie, jeśli zrobię tak i tak.

Nie chodzi mi też o marzenia w stylu: co by było, gdybym wygrała trzy miliony albo dostała awans. Myślę raczej o planowaniu rzeczy trudnych, których się boimy, ale męczą nas i dlatego myślimy o nich coraz intensywniej.

Mam taką jedną myśl, która mnie nie opuszcza. Czasem przeraża. Ale czasem myślę o niej z coraz większą przyjemnością.
Nie, nie powiem Wam, o co chodzi.
Będę ją sobie obracać w głowie. Aż w końcu... Ale o tym sza.

Nie mogę dziś już patrzeć na komputer.
Posiedziałam jakąś godzinę nad Odrą na Ostrowie Tumskim. Nie powinnam tam być. Powinnam wtedy zabierać się do kolejnej pisaniny. Ale miałam już dość. Popatrzyłam na tych wszystkich ludzi, którzy cieszyli się wolnym popołudniem. I okropnie im zazdrościłam.

A zazdrość to ponoć najgłupszy z grzechów. Pamiętam jeszcze z lekcji religii =) Najgłupszy, bo nic ci nie daje, a jednocześnie grzeszysz.

A skoro już mowa o religii - moja młoda miała w niedzielę pierwszą komunię. Pominę wszystko, co ciśnie mi się na klawiaturę, gdy myślę o organizowaniu szopki pod tytułem "pierwsza komunia" dla grupy autystycznych dzieci niekontaktujących z rzeczywistością. Pominę, bo bez sensu jest irytować się na coś, na co nie ma się absolutnie żadnego wpływu. W każdym razie komunia była. Relacji jeszcze nie mam, ale gdy rozmawiałam w sobotę z siorą, była zestresowana jak nigdy.

To niesamowite, że moi siostrzeńcy są już tak duzi. Nawet nie wiem, kiedy tak urośli. Pamiętam pasowanie na ucznia młodego. Głupio się przyznać, ale wzruszyłam się, kiedy dostawał po ramieniu tym samym wielkim ołówkiem od tego samego człowieka,który jeszcze kilkanaście lat temu kładł ten ołówek na moim barku. Starzeję się :) Przecież dopiero co, trzymałam na rękach takie małe stworzonko z ciemnymi oczami, uczyłam chodzić, a potem jeździć na rowerze, pokazywałam literki, rozpieszczałam słodyczami, a potem stawałam się już tylko "wakacyjną" ciocią od wypadów na miasto - do cukierni i na spacery.

Przepraszam za sentymentalizm i ten strumień różnych myśli. Po prostu okropnie dzisiaj tęsknię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz