czwartek, 9 czerwca 2011

W sumie o niczym czyli ogólne narzekanie

Jest prawie godz. 14, a ja ciągle nie wyszłam z łóżka. I bynajmniej nie z lenistwa. Od rana poprawiam coś, dopisuję, dostaję nowe zadania i je z bólem realizuję. A dziś miałam być zupełnie gdzie indziej i załatwiać coś innego...

Chyba właśnie zarzuciłam edukację. Tzn. niby nie, bo jeszcze mogę to jakoś załatwić, ale no cóż... znam siebie. Tak samo było poprzednim razem.

Z cyklu narzekanie:

Zirytował mnie dziś listonosz. Walił w moje drzwi tak, jakby co najmniej paliło się na klatce, a on potrzebował dostać się do mojego mieszkania, by nie zginąć w płomieniach. Nie no... ja rozumiem, że zepsuty dzwonek może niejednego wyprowadzić ze stanu ogólnego szczęścia, ale żeby się tak na drzwiach wyżywać? A jak już mnie "obsłużył", usłyszałam:
- To wszystko. Może już sobie pani iść.
Zatkało mnie... I nie wiem, czy to ja czegoś nie załapałam, czy on? No bo to on chyba był gościem?

Ja w ogóle mam taki odchył, że domagam się od ludzi minimalnego chociaż poziomu uprzejmości. Nie rozumiem, co to za problem, by nie odburkiwać komuś na odwal, gdy zapytam, czy ma jeszcze taki a taki tygodnik albo czy dostanę to i to? Wczoraj kobieta w kiosku tak mnie zdenerwowała, że nie wytrzymałam. Wyrzuciłam z siebie, że jeśli nie lubi swojej pracy, to w urzędzie na pewno znajdzie jakąś alternatywę, i jej będzie łatwiej i właściciel kiosku też się na pewno ucieszy, gdy wzrosną mu obroty, bo ja już na pewno więcej tam nic nie kupię.

Żeby była jasność, nie domagam się, by kobiecina z przylepionym do twarzy uśmiechem numer pięć radośnie odpowiadała na moje pytania. Wystarczy, że nie zrypie mnie za to, że śmiałam zapytać jakie rodzaje wód mineralnych mają. Za dużo wymagam?

Ja też nie zawsze tryskam szczęściem (no dobra - prawie nigdy nie tryskam szczęściem), nie wyobrażam sobie jednak, by mój zły humor miał się odbijać na kontaktach z ludźmi, z którymi muszę rozmawiać jako pracownik swojej firmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz