Kuchnia. Lodówka. Co my tu mamy? Masło, zwiędłe tygodniowe rzodkiewki, jajka (co do świeżości których zgłaszam spore wątpliwości), za to puszka Whiskasa, pięć saszetek jedzenia dla kiciura, jakiś nowy żywieniowy wynalazek z zoologicznego ("Koty za tym przepadają, gwarantuję Pani"), mleko dla kota (którego nawet powąchać nie chciał).
Nic dla mnie.
Hmmm...
Szafka z przegryzkami?
Trzy niteczki makaronu, te ohydne płatki śniadaniowe, które postanowiłam jakoś upłynnić z miesiąc temu, opakowanie po ciastkach (no tak ostatnie podjadłam ukradkiem przed samą sobą...), sucha karma dla kota firma X opakowanie duże, sucha karma dla kota firmy Y opakowanie średnie, małe opakowanie suchej karmy firmy Z...
Tak... Czas się leczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz