poniedziałek, 27 czerwca 2011

Z cyklu: zadziwiam samą siebie

Zgłodniałam. Hmmm... kiedy ja ostatnio coś jadłam... Ok.... To było dawno temu.
Kuchnia. Lodówka. Co my tu mamy? Masło, zwiędłe tygodniowe rzodkiewki, jajka (co do świeżości których zgłaszam spore wątpliwości), za to puszka Whiskasa, pięć saszetek jedzenia dla kiciura, jakiś nowy żywieniowy wynalazek z zoologicznego ("Koty za tym przepadają, gwarantuję Pani"), mleko dla kota (którego nawet powąchać nie chciał).
Nic dla mnie.

Hmmm...

Szafka z przegryzkami?
Trzy niteczki makaronu, te ohydne płatki śniadaniowe, które postanowiłam jakoś upłynnić z miesiąc temu, opakowanie po ciastkach (no tak ostatnie podjadłam ukradkiem przed samą sobą...), sucha karma dla kota firma X opakowanie duże, sucha karma dla kota firmy Y opakowanie średnie, małe opakowanie suchej karmy firmy Z...

Tak... Czas się leczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz