środa, 27 lipca 2011

Z pociągu

Lubię obserwować ludzi w pociągu. Domyślać się, jacy są, czym się zajmują, co ich martwi albo cieszy, czy lubią jeździć pociągiem i o czym tak intensywnie teraz myślą. Nie lubię tylko z nimi rozmawiać, bo wtedy cały czas pryska i swoje wyobrażenia mogę sobie wtedy schować pod siedzenie.

Historii "pociagowych" mam mnóstwo, jak pewnie każdy kto musi spędzić osiem godzin w tym środku lokomocji, by dostać się do rodzinnego domu.

Pamiętam np. jak kilka lat temu zziajana wpadłam na dworzec (z kupionym już biletem) i popędziłam na peron, gdzie jeszcze stał pociąg. Dziękując w duszy opatrzności, krasnoludkom, dobrej karmie, jing jang i wszystkim innym elementom, które mogły sprawić, że zdążyłam na ten cholerny pociąg, wpakowałam się do wagonu, a tam... pustki.

- Dziwne... - pomyślałam, ale wybrałam miejsce i zaczęłam mocować się ze swoją walizką, próbując umieścić ją na półce.

I wtedy u mojego boku pojawił się sympatyczny facet o wyglądzie modela, który ze swoim śnieżnobiałym uśmiechem zaproponował pomoc i jednym zwinnym ruchem wsadził moją walizkę na górę, a następnie rozsiadł się wygodnie obok mnie i zaczął rozmowę.
Ale wtedy w mojej głowie włączył się alarm, zadzwoniły dzwony, zaświeciło się czerwone migające światełko, a wielkie znaki "UWAGA, UWAGA" zaczęły skakać mi przed oczami.

To po prostu było zbyt piękne, by było prawdziwe.

Rozejrzałam się więc jeszcze raz po wagonie i niepewnie spytałam przystojniaka, czy to aby na pewno pociąg jadący do Przemyśla.

Rozbawienie i zaskoczenie na jego twarzy, gdy wyjaśniał, że w gruncie rzeczy to jest pociąg Z Przemyśla DO Szczecina, jest nie do opisania.

A potem był już tylko szaleńczy bieg i wyskakiwanie z jadącego już pociągu.

Na swój skład DO Przemyśla jakimś cudem zdążyłam, a tam obyło się już bez niespodzianek - zero wolnych miejsc, ścisk na korytarzu, jedyne wolne miejsce stojące w pobliżu toalety i współpasażerowie pochłaniający z pasją kanapki z jajkami.

To było jednak niczym wobec historii, gdy zostałam okradziona w nocnym pociągu... Ale o tym innym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz