Starzejemy się Lucy, starzejemy... Kapcaniejemy na stare lata w dodatku...
Obudziłam się dziś z taką radością, jakbym - nie przymierzając - za parę godzin miała odebrać jakąś Mega Super Hiper Ważną Nagrodę albo Międzynarodowa Rada ds. Przyznawania Honorowych Zajefajnych Tytułów przyznała mi od razu ze trzy.
A powód radości był taki, że obudziłam się w czystym mieszkaniu, w związku z czym nie potknęłam się o żadną zabawkę kiciura, na stole nie zalegały stosy gazet, z kosza na pranie nie wyzierały kilogramy ubrań domagających się pralki, a w całym pokoju nie leżały kubki po kawie i herbacie.
Ba!
W lodówce czekało na mnie jedzenie (!). Na lodówce świeży chleb. I nawet jakieś warzywo się zdarzyło. I mleko do kawy było. I w ogóle cud, miód, malina.
Już nie pamiętam, kiedy udało mi się zjeść śniadanie przed pracą i wyjść z mieszkania bez poczucia, że zostawiam za sobą syf straszliwy, który "posprzątam, jak tylko wrócę".
Jeden dzień wolnego, a jak wiele zmienia.
A najbardziej przerażające jest to, że to mnie tak cieszy :P
Starzejemy się Lucy, starzejemy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz