sobota, 8 października 2011

O dwóch takich

Zawsze byłyśmy inne. Ja i moja siostra. To nie tylko kwestia różnicy wieku (11 lat), ale generalnie charakteru.

Podział ról był prosty. Ja to ta cicha, brzydsza, szara mysza, kujonus pospolitus, raczej w książkach niż wśród ludzi. I moja siostra - ta dużo ładniejsza, weselsza, otwarta i towarzyska, dla której nie ma rzeczy niemożliwych i która z każdym znajdzie wspólny język. Ona lubiana, ja (choć do dziś tego nie rozumiem) podziwiana i przez starszyznę plemienną wskazywana jako wzór do naśladowania (za wytrwałość, wyniki w nauce, stypendium premiera, bla bla bla...).

I to w sumie śmieszne, bo gdyby spytać którąkolwiek z nas, kto udał się mojej mamie bardziej (jak to mawiają sąsiedzi, plotkując), każda z nas wskaże na tę drugą.

Czasem myślę, że nie doceniam tego, że ją mam.

Bo wiecie, w ciągu 24 lat mojego życia pokłóciłyśmy się tylko raz. Jeden raz, naprawdę. A w zasadzie to nawet nie tyle pokłóciłyśmy, co po prostu z jej strony padło o parę słów za dużo, a dla mnie było o parę miesięcy za wcześnie, by zrozumieć, że ona ma rację.

No i ona nauczyła mnie wszystkiego.
Tych głupich rzeczy ("absolutnie nie wolno łączyć czerwonych ubrań z niebieskimi, chyba że chcesz wyglądać jak choinka w Boże Narodzenie", "pamiętaj, że jak zafarbujesz włosy na czarno to potem zejście na jaśniejsze kolory potrwa co najmniej rok albo i dłużej", "popatrz, a jak teraz zrobisz sobie taką kreskę nad okiem, to od razu widać, że w ogóle masz oko, sama widzisz!"), ale i tych, które bardzo mi się później przydawały ("życie masz tylko jedno Lucy, przestań oglądać się na innych i rób, to co lubisz robić, skoro masz taką możliwość").

Teraz żyjemy w zupełnie innych światach. Ja trochę nie rozumiem jej problemów, ona trochę moich. Ale staramy się.

Ona ma rodzinę, kiepskie relacje z mężem (hamuję się bardzo, by nie nazwać go idiotą, no ale samo ciśnie mi się na klawiaturę), poważnie chore jedno z dzieci i bardzo ograniczone możliwości, by cokolwiek zmienić.
Ja mam pracę, przede wszystkim pracę i w sumie ostatnio tylko pracę.

Trudno mi zaakceptować wiele jej wyborów, ale staram się nie oceniać, bo nie wiem, jak zachowywałabym się na jej miejscu. Ona nie rozumie wielu moich. I tak to się toczy.

A tak mi się zebrało na rozliczenia, bo wczoraj, kiedy rozmawiałyśmy, zajęło jej całe 3 sek., żeby spytać:
- Jesteś przeziębiona?
- Nie, nie wszystko w porządku.
- Aha, jasne... To gadaj, co się dzieje?

I takiej siostry wszystkim Wam życzę.

P.S. A wczorajsza notka jest oczywiście przesadnie prześmiewcza. Moja siostra jest po prostu... nietypowa :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz