sobota, 1 października 2011

Trochę o mojej mamie

Z pozytywnych informacji kupiłam wreszcie nową płytę Nosowskiej.
Z tych negatywnych - kosztowało mnie to dwa obiady w tym miesiącu...
Ale warto było. Płyta jest genialna. Jak zawsze.

Jest tam zwłaszcza jedna piosenka, która oddaje wszystko, czym jest Nosowska i dlaczego jej słucham. Powiedzmy, że zapisała to, jak czułam się przez ostatnich parę miesięcy.



A koncert we Wrocławiu ma 5 listopada. Jeśli są jacyś chętni do towarzystwa, zapraszam :)

Tę płytę kupowałam, łamiąc swój własny zakaz pod tytułem "żadnych szaleństw w tym miesiącu". Bo to cienki miesiąc znowu będzie. Oj cienki...

Pamiętam, że przez całe dzieciństwo obiecywałam sobie, że "jak już będę duża", to będę zarabiać tyle, by żyć na względnym poziomie (bo dzieciństwo czy też lata szkolne miałam bardzo ubogie - żadnych wakacji, wypadów do kina, ciastek/kawy na mieście ze znajomymi czy choćby modnych ubrań - ale dzięki temu miałam motywację, żeby się uczyć i uciec z domu jak najszybciej).

Hmmm... z tymi zarobkami to wyszło jak wyszło. Frustruje mnie to trochę, przyznaję.
Najbardziej w takie dni jak dziś, gdy stoję w Empiku i zastanawiam się - obiady czy płyta albo kiedy idę przez centrum handlowe do zoologicznego i w drodze staję przed H&M, zachwycając się spodniami, na które nie będzie mnie stać ani w tym miesiącu, ani tym bardziej w następnym, jeśli chcę iść na koncert. I tak w kółko - wieczne wybory: jedno albo drugie.

Jak tak się nad tym zastanawiam, to myślę, że nie doceniałam mojej mamy. Mieliśmy naprawdę cienkie lata i musiało jej być ciężko, żeby zapewnić mi te wszystkie rzeczy do szkoły, czasem jakąś wycieczkę szkolną opłacić (bo to wstyd przed klasą jak dziecko nie pojedzie), książki i dodatkowe drogie repetytoria do matury, itd., itd. - a mimo to nigdy nie usłyszałam od niej, że jest jej ciężko albo że tak bardzo chciałaby sobie kupić jakąś książkę, a nie może (uwielbia czytać) - zawsze z uśmiechem mówiła "innym razem" i sama też nigdzie nie wychodziła, bo nie było nas stać. Zawsze z uśmiechem albo chociaż z miną "trudno, jakoś to będzie, dajemy radę". Zawsze ją podziwiałam, ale dopiero teraz, kiedy samej jest mi ciężko, dociera do mnie, że moja mama jest naprawdę wspaniała. Idę do niej zadzwonić.

A Was przepraszam za rozczulanie się. Tak mnie jakoś dziś napadło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz