niedziela, 23 października 2011

Wracam

Znowu w pociągu. I znów ponad osiem godzin siedzenia, czytania, patrzenia w okno i myślenia. Może gdyby nie było tak zimno (albo okresami tak potwornie gorąco ) i na dłuższą metę takie siedzenie nie byłoby męczące, nawet bym to polubiła.

W końcu kiedy ja mam tyle czasu dla siebie, ile mam go w pociągu?

Wyjeżdżałam cztery dni temu cała zdrapana kocimi pazurami.
Wracam zgryziona i posiniaczona, niczym ofiara przemocy domowej :)

Ślady kłów zawdzięczam pekińczykowi, którego ostatnio sprawiła sobie moja siora (u nas w domu od zawsze jest pełno zwierząt, dlatego prawie pięć lat bez jakiegoś futra obok mnie było dziwnym przeżyciem).
Śliczne i kochane psiątko mojej siostry ma jedną wadę.
Jest nadmiernie entuzjastyczne. Na widok każdego człowieka podskakuje i trzęsie się całe z radości.
I jest to fajne przez pierwszych 15 minut.
Po godzinie zaczyna być nużące...
Po dwóch działa na nerwy.
Po trzech szuka się już osoby, na którą napuszcza się rozbrykane zwierzątko... Ku ogromnej radości osoby obdarzonej sunią, oczywiście.

I kiedy psiątku nie odwzajemni się entuzjazmu, nudzi się bidulka. A jak się nudzi, to szuka rozrywki. A dobrą rozrywką dla takiej małej suni jest gryzienie wszystkiego, co wpadnie w jej pyszczek.
Zatem całe dłonie i przedramiona mam w psich zębiskach. Uroczo komponują się z kocimi zadrapaniami...

Siniaki, które pokrywają mnie od stóp do głów, zawdzięczam z kolei swoim siostrzeńcom.

Młody, jak przystało na mężczyznę, postanowił pokazać mi kilka skutecznych chwytów oraz nieco... rozruszać. Skończyłam jako obolały zoombiak pragnący jedynie czegoś miękkiego pod plecy.

Ale to był błąd. Bo gdy oparłam się o kanapę, na której siedziała moja siostrzenica, zrozumiałam, jak dawno nie było mnie w domu.

Otóż moja siostrzenica jest chora, o czym już kiedyś pisałam. Nie będę rozwodzić się nad tym, jaki to był dla nas szok i och ech i w ogóle. Ten etap staramy się mieć już za sobą.

Mała, która już nie jest wcale taka mała, ma autyzm. I w wieku 13 lat jest nieco tylko niższa ode mnie (ale tak dosłownie centymetry) i waży pewnie więcej niż ja (dzieci z zaburzeniami psychicznymi nie potrafią hamować apetytu, dlatego większość z nich jest puszysta, by nie powiedzieć otyła).

Wracając jednak do meritum...
Gdy moje wymęczone przez siostrzeńca zwłoki oparły się o brzeg kanapy, akurat trafiły na napad agresji Małej.
I powiem Wam szczerze - z moją nieporadnością - naprawdę rozważę w najbliższym czasie kurs jakiejś samoobrony.

Dobrze, że idzie zima, bo gdybym musiała się teraz wyletniać w sukienki, nasłano by na mnie jakąś pomoc społeczną albo innych panów w białych kitlach.

Wyrażenie "home, sweet home" nabrało ostatnio nowego znaczenia.

3 komentarze:

  1. No coz, powszechnie wiadomo ze koty przywiazuja sie do miejsca.:-)))

    A jezeli chodzi o niestandardowosc Kiciura, to bodaj nasza rozmowa zaczela sie od stwierdzenia ze nie ma czegos takiego jak normalny kot. Co ja bede tu opowiadac, zalinkuje raczej:
    http://forum.gazeta.pl/forum/w,10264,118823874,118823874,Donosze_ze_kot_ktory_pil_kawe.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Kot_puclowy jest absolutnie genialny :) Co za mimika!

    Podczas pobytu w domu poznała, też dwóch innych czworonożnych współlokatorów mojej siostry. To najbardziej na świecie cierpliwie koty. Jeden daje się maltretować przez psa, drugi przez moją siostrzenicę i robią to bez nikłego nawet miauknięcia, a wręcz odniosłam wrażenie, że z niejaką przyjemnością (perwersyjną? masochistyczną?) oddają się tarmoszeniu, podgryzaniu i tuleniu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Darwinowskie cisnienie. Przystosuj sie albo zgin :-)

    Czytalem o kocie ktory zezarl miske mizerii. Z ogorkami :-)

    OdpowiedzUsuń